Złośliwość losu.
Uważam się za w miarę przykładną obywatelkę Państwa Polskiego.
Mam w sobie sporo cierpliwości i jeszcze więcej empatii. Okazuje się jednak,
że wszystko ma swoje granice.
Chodzi o tzw. baby kolejkowe, w tym przypadku w przychodni lekarskiej, publicznej. Przybytku zdrowia i szczęśliwości.
Naprawdę nie dam rady zliczyć, ileż to razy zdarzyło mi się ustąpić
komukolwiek kolejki.
Nie, nie chwalę się – jestem po prostu człowiekiem, takim z powołania
i rozumiem ludzkie problemy i potrzeby.
Nieważne, czy była to kobieta w ciąży, czy może matka spiesząca się(do pracy,
po dziecko).
Nieważne, że była to tzw. umierająca babcia, która ledwo doczłapała się do przychodni.
Oczywiście przytargała ze sobą jakieś tam koleżanki kule. Usiadła potem
sapiąc i dysząc niemiłosiernie. I zaczyna litanię: A te leki takie drogie.
A renta taka mała. A tak źle się czuje.Bo ja tylko po recepty, etc…
To mówię takiej, że może wejść przed mną. Po czym dzwonię do koleżanki,
że MUSI mi odebrać dziecko ze szkoły.
(Dlaczego tak? Dlaczego nie mówię jej, że mi się spieszy? Bo wiem, że:)
Babcia siedzi i sapie coraz bardziej. Czujnie obserwując drzwi doktora.
Wzrok wbity w okolice progu. Jeszcze się nawet klamka nie zdąży poruszyć,
a ta już jest przy drzwiach.
Zryw to to ma niczym gepard polujący na antylopę, równie szybko biega
i nagle oczywiście już ją nic nie boli.
I nawet, jeżeli jej nie ustąpisz pierwszeństwa, ona wskoczy do gabinetu
szybciej, niż zdążysz się zorientować, że ktoś właśnie z niego wyszedł!
Więc, z góry ustępuję, żeby później wstydu nie było, że przegrałam wyścig
z „chorą babulinką”.
I tak, za każdym j*banym razem, jak mnie los zmusza do odwiedzenia lekarza.
Przyszedł więc wreszcie taki dzień, że to właśnie ja musiałam mieć taką
prośbę do pozostałych pacjentów. Panie w rejestracji zapisały mnie na 09:10(pierwszy wolny termin tuż po otwarciu linii telefonicznej). 04-08-2011r. Nie rozumiem. W lato?! Tylu chętnych?
O godzinie 09:00 zaczyna się szkolenie w mieście 30km dalej. Dojeżdżam
busem. Jeden odjeżdża o 09:30, drugi o 09:50, następny dopiero o 12:25
(ale w sumie po co byłoby mi już tam jechać, skoro o 14:00 kończą się zajęcia).
– Nie no, na 09:50 zdążę na bank.
W przychodni byłam już 20 minut wcześniej. Okazało się jednak, że te zapisy
„na godzinę” są fikcją, bo obowiązuje zasada „kto pierwszy, ten lepszy”.
WTF?! Ale spoko niby jestem czwarta w kolejce. Zdążę! O 09:05 wyszła pacjentka, weszła pierwsza babcia. (były przede mną 3 babcie i jedna
„dama” z dzieckiem). Babcia – standartowo – tylko po recepty, ale siedziała – również standartowo – 20 minut. Jest 09:25, weszła druga babcia.
Zaczyna mi się d*pa palić. Więc grzecznie zagajam pozostałe dwie Panie.
- Ja wiem, że każda z Pań ma swoje plany i obowiązki, ale mi się dzisiaj
naprawdę spieszy.
Jednym zdaniem, potrzebuję tylko skierowanie i zajmie mi to dosłownie
chwilkę. Czy ja mogłabym wejść przed Panią? Patrzę na „damę” z dzieckiem,
bo to ona miała być następna.
- Ale ja jestem po ukąszeniach i już zaczynam się dusić i puchnąć, więc muszę wejść zaraz – odpowiada.
(O kurde, a ja myślałam, że już bardziej spuchnąć nie można, myślę w duchu, starając się ogarnąć wzrokiem to, co siedzi przede mną).
Ze spojrzenia babci nr 3 wyczytałam ... (cenzura). Postanowiłam więc zaczekać, przepraszając.
O godzinie 09:40 zostałam zmuszona wyjść z przychodni bez skierowania,
bo w gabinecie jeszcze siedziała babcia nr 2, streszczając biednemu lekarzowi
cały swój życiorys, pomimo, że jest on zawarty w karcie. Chociaż – to oczywiste jak pełnia księżyca – też chciała jedynie recepty.
„Dama” z dzieciątkiem się nie udusiła. Babcia nr 3 zdążyła 4 razy pobiec do rejestracji
(zmierzyć ciśnienie, zważyć się, poplotkować, itd.).
Ja dotarłam na szkolenie o 10:40, gdzie zdołałam wykonać wszystkie zadania niezbędne
do zaliczenia egzaminu, który był na ten dzień zaplanowany. Zaliczyłam na 5.
Zdolna bestia jestem.
Ale ku*wa skierowania nie mam. I to jedynie i wyłącznie dzięki życzliwości Narodu.
Gratuluję wszystkim snobom/zwyczajnie wrednym ludziom.
PS.
Zastanawiają mnie zawsze dwie rzeczy:
1. Gdzie tym cholernym babolom się tak spieszy o tej godzinie? Przecież „Plebanię” puszczają dopiero po południu. A i tak nie mają nic innego do
roboty, prócz wiszenia w oknach. Cóż za różnica, gdzie wisi?
2. Dlaczego równi ich wieku Panowie tak nie postępują, nawet, jeśli naprawdę
źle się czują? Dżentelmeni?
To tyle, dziękuję za uwagę. I pamiętajcie. Nie ustępujcie babciom nigdzie.
A w kolejce do lekarza, koczujcie pod drzwiami